Relacja z WinterCampu 2012 by Ewa Walasek

Parking Tesco, godzina piąta, tu ekipa już się pląta,

Pięciu ludzi się zebrało, chociaż jeszcze nie świtało.

I z Bemowa wyruszyli, bo na Turbacz się spieszyli.

 

Trzy osoby już się znały, a te dwie dokoptowały.

Szybko paczka nam się zgrała, bo w nas miłość do gór grała.

Nim z Kowańca ruszyliśmy, już się mocno zbrataliśmy.

 

Żółtym szlakiem szliśmy w górę, w dole zostawiając furę.

Gotowy na siarczysty mróz, każdy ciepłe rzeczy niósł.

Ciężar się na plecach czuło, a powietrze w płuca kuło.

 

Gdy schronisko znaleźliśmy, czasu mało już mieliśmy

Szybko pakiet pokwitować i przy obozie harować.

O piętnastej start szkolenia, a tu dla nas łopat nie ma.

 

Namiotów okopać się nie udało, to zadanie nam na noc zostało.

Oficjalnie uczestników przywitano, camp zainaugurowano.

Przyszedł czas na kursy specjalistyczne, mi, jako pierwsze, przypadło medyczne.

 

Chłopaka swego też musiałam brać, powinien wiedzieć jak mnie ratować,

Gdy na szlaku odmrożeń dostanę, on mi zaopatrzy ranę.

Szkolenie jednak się opóźniło, ale to nam dobrze zrobiło,

 

Zupkę instant zalaliśmy, ją obiadem nazwaliśmy.

Ciepły posiłek zdołaliśmy skonsumować, zanim nadeszło ludzi ratować,

Trzydzieści uciśnięć i wdechy dwa, skuteczna resuscytacja długo trwa.

 

Na koniec scenkę odegrać przyszło, kilka osób na dwór wyszło,

Odmrożone ofiary na szlaku leżały, osoby z kursu na pomoc przygnały.

Pokrzywdzeni ogrzani zostali, wnet jak nowonarodzeni powstali.

 

Gdy ciemności już nastały, nadal nieokopane namioty stały,

Zatem prężnie ruszyliśmy, teraz łopat w bród mieliśmy.

Chyżo powstał dół głęboki, w blasku czołówek lśniły śnieżne bloki,

 

Piątka nas tu pracowała, dwa namioty okopała.

Dumni z prac wyniku, do schroniska poszliśmy na siku,

Po czym w jadalni siedliśmy w skupieniu, by słuchać o psów szkoleniu.

 

Piotr Smurawa o zaprzęgach prawił, opowieściami swymi audiencję bawił,

Entuzjazm swój nam zaaplikował, każdy będzie psa dobrze chował.

Potem Jasiu wszystkim prezentował, co na wyprawach zwojował,

 

Opowiadał historie swego życia, nic tu nie miał do ukrycia.

Natchniony chciał nas przekonać, że wszystkiego możemy dokonać,

Że niemożliwym nic nie będzie, gdy nam wiary i pewności przybędzie.

 

Po wieczorze pełnym wrażeń, przyszła wreszcie noc naszych marzeń,

Przy minus 20stu w namiocie spanie, to dopiero jest wyzwanie!

W schronisku możliwość skrycia się była, ale nie tego nas mama uczyła,

 

Cel sobie wyznaczyliśmy, więc w namiocie wytrwaliśmy.

W czasie nocy chłód mnie zbudził, ale kto by tam marudził,

Szymon obok słodko chrapie, jego widać mróz nie łapie.

 

Nagle dziwne dźwięki słyszę, coś namiotem nam kołysze,

Patrzę – psiak w tropik wtulony, cała z zimna roztrzęsiony.

Zwierzaka zostawić tak nie chciałam, do schroniska go zabrałam,

 

On za to do wnętrza wpuszczony, zaczął biegać jak szalony.

Ja z okazji też skorzystałam i do toalety prędko pognałam.

Po czym uradowana z uczynku dobrego, wróciłam na biwak do śpiwora ciepłego.

 

Siódma rano, pobudka ze szczekaczki, czas przyodziać grube laczki

I na śniadanie żwawo pędzić, by na szkoleniu najedzonym czas spędzić.

Tym razem się nauczymy, co z lawiną robić musimy,

 

Jak sondą w śniegu szperać i dobry kierunek PIEPSem obierać.

Za naszym biwakiem fasadowe lawinisko, tu na kolanach ćwiczymy nisko,

W rurach pod śniegiem zakopujemy ochotników, by pokaz dały psy ratowników.

 

Węszą posłusznie, zapachem się kierują, woń zasypanych prędko wyczują,

Wówczas do tej pory szczekać będą, aż ich przewodnicy nie przybędą.

Słońce pięknie przy szkoleniu grzało, wielu z nas twarz opalało.

 

Przed 13tą coś przekąsiliśmy, kabanosy zupką popiliśmy,

Bo już kolejny kurs przed nami, czeka nas zabawa z czekanami.

Część z nas jamy wykopuje, reszta alpenstockami na zboczu hamuje.

 

Z rakami też ćwiczymy, na dobre rady orgów liczymy:

Zęby mocno wbijajcie w stok, musicie mieć przecież pewny krok.

Pamiętajcie, że w śniegu kopnym należy być roztropnym.

 

Do serca wzięliśmy te uwagi, nie zabraknie nam w górach rozwagi.

Napełnieni tymi wskazówkami, poszliśmy na ognisko z kiełbaskami,

Wkoło ognia siedliśmy tłumnie, skwierczą na kijach kiełbasy dumnie.

 

Będziemy wszyscy rozgrzani i syci, zanim kolejny gość nas zaszczyci.

Bo gdy tylko się najemy, do schroniska uciekniemy,

Tam w opowieść się wsłuchamy, Piotra ciągle tutaj mamy,

 

Tak nam wkręcił temat psów, każdy chce posłuchać znów,

Bo dog trekking fajna sprawa, a dla psa dobra zabawa.

Chwilę przerwy później było, się jadalnię wywietrzyło,

 

Po czym moment ten nastąpił, to Pustelnik do sali wstąpił

Z prezentacją przez moment miał problemy, ale nie to zapamiętujemy,

lecz himalajskie historie niesamowite i poczucie humoru wręcz znakomite.

 

Wieczór minął mi w trymiga i już do namiotu śmigam

W nim do świtu wytrwać muszę, ze śpiwora się nie ruszę,

Zapnę suwak pod sam nos, nie wyślizgnie się ni włos,

 

Tak do rana w cieple śpię, o podróżach słodko śnię.

W niedzielny poranek krzyczy głos z tuby, trzeba przygotować się do próby,

Czeka was rywalizacja zatwardziała, a kto wygra temu chwała.

 

W dwuszeregu zbiórkę zarządzono, i na grupy podzielono,

Parszywa siódemka – tak się nazywamy, walkę dobrze rozegramy.

Start, ruszyły ekipy ofensywnie, do punktów zadań gnają niechybnie,

 

Cel jeden sobie wyznaczyli – pokazać, że dużo się nauczyli.

Ćwiczenia dobrze trzeba wykonać, sprytem resztę grup pokonać,

Punktów więcej nazbierać musimy, innym grupom na złość zrobimy.

 

Gra w terenie godzinę trwała, każda grupa napierała,

Punktów tyle nie zebraliśmy, pierwszego miejsca nie zajęliśmy.

Poszczycić trzecim miejscem się możemy, lecz koszulek nie dostaniemy,

 

Nie dla nas blask chwały, inne drużyny nas ograły.

Pozostało jeszcze zakończenie podniosłe, zostaną w pamięci chwile radosne.

Z certyfikatami do domów wrócimy, ze wspomnieniami pięknymi z tej zimy.

 

Partnerzy WinterCamp X

title